Poezja ks. Janusza Stanisława Pasierba

Zmiana: wtorek, 24 września 2013, 19:23 |
Autor: Roman Graszkiewicz |
Drukuj
Odsłon: 23122

pasierb.jpg

     Poezją ks. prof. Janusza Stanisława Pasierba zainteresowałem się dzięki fascynacji jego osobą, mojego przyjaciela Artura Szymczyka, też poety, który od dawna inspirował się twórczością tego znakomitego historyka i znawcy sztuki. Nota bene, tych dwóch poetów ma ze sobą wiele wspólnego, jeśli chodzi o postrzeganie świata, uczucia i emocje.

To właśnie ks. Artur słysząc moje wykonanie utworów księdza Pasierba poprosił mnie, abym napisał muzykę także do jego wierszy.

W efekcie tego powstał szereg balladowych utworów, które znalazły się na mojej pierwszej płycie Niebo, Anioły, Miłość.

 

 

 

Zapraszam do krótkiej lektury
wierszy ks. Janusza Pasierba


Wiersze ze zbioru pt. Po walce z Aniołem (1996)


UWOLNIENIE ŚWIĘTEGO PIOTRA

wystarczyłoby
jakoś przerobić strażników
a tu nie: anioł

w dodatku nie znika za bramą
ale idzie z tobą ulicą
do najbliższego rogu
świecąc w ciemności tak że policja
musiałaby nie mieć oczu

cuda jeśli już się zdarzają
to mają własny scenariusz

a swoją drogą
jak przejść kawałek drogi z aniołem
i potem przyjść do siebie

co dalej
jak iść
kiedy odejdzie anioł
i zacznie się następna przecznica
reklamy sklepy bary
z wyraźnie gorszym towarzystwem

 

PODOBIEŃSTWO

Zaczynam podejrzewać
że mnie naprawdę kochasz
skoro z takim uporem
stwarzasz na swój obraz

chcesz się odbijać we mnie
jak w chłodnym jeziorze
które nie dotknięte
ścina się na kamień

twoja bezwzględność
smutek i udręka
przypominają kogoś
o kim wiele
w Biblii

 

NOCĄ

staję nocą na granicy ciemności
pierwszy raz w życiu
nie boję się wzywać umarłych

czy jesteś wśród tych ciemnych drzew
przed którymi świetliki kreślą
tajemnicze znaki
czy stoisz w tamtych czarnych drzwiach

 

MAŁA RECEPTA NA SZCZĘŚCIE DOCZESNE

mieć dwadzieścia lat
zdrowie trochę grosza
i być we Włoszech latem z kimś
kogo się kocha

 

STARUSZKA W MUZEUM

staruszka w galerii
tuż przed zamknięciem
siwa umęczona
rencistka pewnie
a nie milionerka

jak Sokrates w więzieniu
grający na lirze
wzruszająca

może teraz dopiero
znalazła czas
lub czasu już nie ma

a na pewno trzeba
przed długą podróżą
sprawdzić jak wygląda
Jezus Matka Boska
aniołowie niebo

 


 

SADZAWKA

sadzawka przy fontannie Marii Medycejskiej
sadzawka filozoficzna
tu widać że korzenie drzew
tkwią naprawdę w niebie
że one jak my rosną w dół
o czym wiedzieli już Platon i Żydzi

granica dwóch światów
jest ciemnym zwierciadłem
dzielą nas tylko pływające liście
pomiędzy niebem a ziemią wiszące
które niedawno umarli

 

NIKE

Nike
zwycięstwo ciężko ranne
właściwie pyrrusowe
zesztywniałe jak okryty kurzem sztandar
idące naprzód
bezwzględne
niebaczne
niczyje
jak klęska

 

SPOTKANIE

na fontannie Marii Medycejskiej
w Ogrodzie Luksemburskim
i na rzymskim obrazie Lanfranca
mityczna postać
przypatruje się dwojgu zaskoczonym ludziom
olbrzym Orkos
spogląda na parę kochanków
ogromna śmierć
patrzy na dwoje śmiertelnych
przez chwilę
śmierć zaskoczona
przygląda się
miłości

 

CRISTO DE GRAN PODER

Zmasakrowany
silny
niosący krzyż
upadający
święty
mocny

 

GDYBY

gdyby nie rana z boku
skąd żebyś widział
gdyby nie ciemność wokół
kogo byś widział
gdyby nie cisza głucha
po co byś wołał
gdyby nie blizna na sercu
jakbyś pamiętał

 

INAUGURACJA

codziennie rano
gdy ziewnie poranek
wracają z daleka
i stają się ciałem
kochankowie poeci i czarnoksiężnicy
opuszczają senną krainę szaleństwa
zaczynają pełnić zwykłe obowiązki
zdejmują srebrne maski przywdziewają twarze lekarz nieodgadnioną
ksiądz twarzą do ludu
policjant wszechpotężną
panienka filmową
tak oto bez fanfar
dziś rano o świcie
świat zainaugurowano
niemal uroczyście

 

JAK TO BĘDZIE

jak my kiedyś umrzemy
skoro ciągle
łatwiej przychodzi nam
opuścić Boga niż życie

 

OBEJMOWANIE

kładę rękę na oczach
świeci ciało

przykładam dłoń do uszu
dochodzi mnie głos

przytulam się do ziemi
słyszę serce

przyciskam do piersi Księgę
pulsuje słowo

otwieram ramiona


 

SKĄD

skąd we mnie ten drugi
bardziej niezwykły niż jego mroczny brat
który tak bardzo chciał być jedynakiem
lepiej że jest ich dwóch
ma kto powiedzieć daj mi moją część
gdyby był jeden z kim by wyszedł w pola
kto by niósł snopek a kto białe jagnię
nie dziwię się ciemnemu jest koloru ziemi
ale skąd się wziął jasny
skąd ten Abel we mnie

 

JESIEŃ

za tą przestrzenią
ta druga
inaczej faluje oddycha
gnie się inaczej odpływa
inne wypełnia ją światło
inna muzyka

 

NOWA TEOLOGIA

niebo spłaszczone od dźwięku
aniołowie o zmienne geometrii skrzydeł
fotokomórka Opatrzności

 

MADONNA Z DZIECIĄTKIEM

stygnie nieba zielona zasłona
na drzewie już niewiele liści
ludzie kończą pracę na polach
albo wracają do domu
robi się zimno
trzeba owinąć Dzieciątko

 

GENEZIS


a przecież to ja
począłem cię z ręki

począłeś mnie z ręki
i od ręki
w jednej chwili
gdybyś się zastanawiał
byłoby po mnie
nie byłoby mnie wcale

stworzyłeś mnie
własnoręcznie

nie z żebra
ani z roli
tylko z ręki
jak na sklepieniu w Sykstynie

żyję z ręki która mnie obdarza
podtrzymuje dźwiga rozpoczyna
żyję z ręki którą wyciągam
podnoszę
podaję

nie żyję
na własną rękę

żyję z ręki
z poręki
z udręki

 

DRUGIE ŻYCIE

czy to drugie życie pochłonie nas
z większą siłą niż ziemskie
czy wyda się nam prawdziwsze
i jak tam będzie
czy popadniemy w nieruchomy zachwyt osobni
czy razem zatracimy się w kosmicznym tańcu

 

DESZCZ

wielkopiątkowy deszczu w Rzymie
miękki i srebrny
ucisz myśli ochłódź serce
obmyj czerwień

 

FONTANNA I SERCE

kiedy przejedzie ostatni nocny tramwaj
i na chwilę ucichnie miasto
słyszę w ciemności szept i śmiech fontanny
kiedy na chwilę ucichnie świat
słyszę własną krew i wodę z górskich źródeł

 

NOCĄ NA NIEBIE

nocą pod zielonym niebem
biją zegary na Malcie
szczekają psy i czasem pieją koguty
obraca się bezlitosne koło świata
dokoła wyspy

 


 

Z GÓRY

schodzę z góry szybko
prawie tak szybko jak zeszło mi życie
co w nim było górą co było doliną
czy miało w ogóle jakiś szczyt
co powiem gdy przyjdzie wstąpić
na wieczne pagórki

 

GENEZARET NOCĄ

Jezus idzie po ciemnej wodzie
północny wiatr podnosi ją
do gwiazd

o gdybyś przeszedł po falach
które huczą w mojej krwi
uciszył moje morze

ESCHATA

za Syjonem zachodziło słońce
jakby już zstępowało
Niebieskie Jeruzalem
z doliny Gehenny wznosiły się dymy
chciałem z Jezusem zapłakać nad miastem
jak Dawid nad Absalomem

 

KATHARIN

w twardych dłoniach Boga
kwadratowa klatka
klasztor
ale w środku studnia
i krzew gorejący

 

SEN

w nocy śniła mi się matka
prawy policzek miała ciemny
nie była szczęśliwa
nosiła mój stary zimowy płaszcz

zrozumiałem od razu
że ten sen jest zły

 

NA STRYCHU

deska starego konfesjonału
z więzienną kratą
milczącą jak trumna
skamieniała ze zgrozy
ciepła od oddechu

 

ZIEMIA

w tym miejscu
gdzie wsiąkło
tyle potu i łez
krwi i nasienia
trawa taka zielona

 

MURZYŃSKI MĘCZENNIK

męczennik leży
zwrócony ku nam małą dziecinną twarzą
związany i cichy
ale anioł stoi nad nim jak wieża
z wieńcem
i z szeroko otwartymi ustami

 

MISJONARZ

- zupełnie nasz proboszcz -
krzyczą murzyńskie dzieci
w muzeum
a tu misjonarz rzeźbiony z gębą jak megafon
podnosi paluch jak maczugę

 

SPUŚCIZNA

Chłodno
A tak chłodno
I - przyznaję- sucho
Same kości trochę żył
Za mało miejsca i krwi

I tyle po mnie zostanie

Nie dostaniecie mnie
żywego

 

NATYCHMIAST

Kwitnąca gałęzi gruszy
Muszę wyśpiewać twą pochwałę
Natychmiast tego wieczoru
Jeszcze tej nocy

O świcie
Możemy oboje już nie żyć

 


 

***

jak żyć
jak rozmotać
zasupłany kłębek
czerwonej wełny
w sercu

 

ŁASKA

Więc raz jeszcze
Złoto czerwień fiolet
Pod zamkniętymi powiekami
Dwa niespokojne żywioły
Krew i słońce
Jeszcze raz się spotkamy
Tworząc migotliwe
Prawie szczęście

Wiosnę

 

NIC JUŻ NIE BĘDZIE NAPRAWDĘ

Wszystko
Coraz bardziej
Przelotne

Ręce które obejmują
Widzę
Ten uścisk
Nie czuje go
Zupełnie

 

POWOŁANIE

Pytasz czy zostałeś wezwany

Jesteś prosty i jasny tu ciemność w południe
Nie wiem czy jesteś
Skaleczony przez anioła
Ugryziony przez węża naznaczony

Nie wiem czy zostałeś wybrany

Nie widzę rany

 

KAŻ MI PRZYJŚĆ

Nie proszę o twardy grunt

Każ mi przyjść do siebie
Po wodzie

Przez wodę
Matkę życia
Żywioł śmierci
Obmycia
Pozwól mi przyjść

 

KIEDY

Kiedyś Bóg
Wywiedzie ze mnie człowieka
Jak Ewę z boku Adama

Wyzwoli z ciężaru ciała
Jak żydów z domu niewoli

Pokruszy jak mury Jerycha
Wyniosłość duszy

Kiedy

 

MODLITWA

Tylko tyle choroby
Żeby zrozumieć
Żeby łatwiej było się rozstać
Ale nie zapomnieć

Tylko tyle ciemności
Ile bezwzględnie potrzeba
Żeby nie zwątpić
W światło

I tyle żalu
Ile dziękczynienia